– Czy naprawdę wierzycie w to, że baby johnson nie szczypie w oczy? Ludzie, zastanówcie się, to jest szampon, jak może nie szczypać w oczy?

Cisza.

– Wmówili nam, że szampon nie szczypie, żeby nas otumanić. Żebyśmy uwierzyli w to, że nasze uczucia nie są prawdziwe, żeby mogli nami manipulować! Ty, jak się nazywasz?

– Timi.

– Ile masz lat, Timi?

– Trzy i pół.

– Ile to jest dni?

– Słucham?

– Ile to jest dni?

– Nie wiem.

– No to pomnóż trzy i pół razy 365.

– Nie umiem jeszcze mnożyć.

– Żałosne. – Andrew splunął na ziemię. – Właśnie dlatego nami manipulują. Bo nic nie potrafimy.

– Tak, ale ile ty masz lat, Andrew? – zapytał Mike.

– Ja mam PIĘĆ I PÓŁ! To jest ponad siedem milionów dni!

Na placu zabaw zapanowała cisza. Siedem milionów dni… Ten gość wiedział, o czym mówi. 

– Nie wyglądasz – powiedział Mike, siląc się na odwagę. 

– No właśnie – dodała siostra Andrew, zachęcona odważnym zachowaniem Mike’a. – A jak mama się do nas zwraca, to zawsze mówi „dzieciaki”, czyli ty też jesteś dzieckiem.

– Alice, czy ty nic nie rozumiesz?! Manipulują tobą. Wrzucają nas do jednego worka, żeby obniżyć mój autorytet. Żeby podkopać moją pozycję. Ale jak myślisz, dlaczego to robią?

Alice milczała, inne dzieci zresztą też. Nawet Odważny Mike nie wiedział, jak odpowiedzieć na tak postawione pytanie. 

– Bo się mnie BOJĄ! – wykrzyczał Andrew. – Boją się rewolucji. Boją się, że chwycimy w końcu za swoje i wyrwiemy się z tej tyranii. 

– Tak, racja! 

– Tyrania! 

– Rewolucja! 

– Więcej wolności!

– Więcej żelków!

– Zaraz, zaraz? Kto powiedział żelki?

Na placu zabaw znowu zapanowała cisza. 

– Kto powiedział „więcej żelków”? Nie bójcie się, towarzysze, przyznajcie się, bo dobrze kombinujecie. Żelki to jest właśnie klucz. O żelki powinniśmy walczyć. Posłuchajcie. – Andrew przybrał ton prezentera z Młodego fizyka. – Ile żelków możecie dziennie zjeść? Dwa, trzy? Garść, jeśli jest niedziela? Jak myślicie, z czego to wynika?

Na placu zabaw wymieniono szybko spojrzenia, ale brakowało pomysłów.

– Od żelków się rośnie! – powiedział Andrew tak, jakby właśnie odkrył nowy pierwiastek. – Zastanówcie się nad tym. Jemy po kilka żelków dziennie, a tymczasem wciąż jesteśmy niżsi niż wózek, zgadza się? A dorośli? Kilka dni temu widziałem moją mamę, jak wieczorem zjadła całą paczkę żelków. Przypomnijcie sobie, ile ona ma wzrostu. Czy teraz już rozumiecie? Ograniczają nam dostęp do żelków, żebyśmy nigdy nie urośli. Żebyśmy wciąż byli mali, słodcy i żeby mogli nas kontrolować. 

– No tak, ale ja urosłem od zeszłego roku prawie o głowę – powiedział Mike i otrzymał pełne podziwu spojrzenie od Alice. 

Boże, jaki on jest odważny, pomyślała.

– Zgadza się, ale założę się, że w ciągu ostatniego roku zdarzyły się sytuacje, w których zjadłeś o wiele więcej żelków, niż ci pozwolili, prawda?

– Och, ja, no może…

– Czy nie było sytuacji – kontynuował przesłuchanie Andrew – że mama powiedziała ci „już ostatni”, a ty zjadłeś jeszcze kilka?

– No tak, były takie sytuacje. – Mike oblał się rumieńcem.

– Widzicie? To wszystko ma sens. Zjadłeś więcej żelków, niż ci pozwolili, i urosłeś. Każdy z nas, jak tu siedzimy, trochę urósł w ostatnim czasie i założę się, że każdemu z nas zdarzyło się zjeść więcej żelków, niż nam pozwolono, prawda? A teraz pomyślcie – Andrew zrobił dramatyczną pauzę – jak wielcy byśmy byli, gdybyśmy tak jak oni jedli codziennie dużo żelków.

Tym razem na placu zabaw zawrzało. Czapki upadły na ziemię, wiaderka zaczęły latać w powietrzu, ktoś nawet przewrócił rower. Ludzie przejrzeli na oczy. 

– Muszę się wam do czegoś przyznać – powiedział spokojnie Andrew, dając dłońmi do zrozumienia, żeby tłum się uspokoił. – Ja nie zawsze byłem taki mądry, ale wczoraj wieczorem postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Gdy mama przygotowała sobie na kanapie żelki i poszła do kuchni po herbatę, zabrałem paczkę i schowałem ją w koszu z zabawkami. Potem, jak gdyby nigdy nic, usiadłem i spokojnie bawiłem się samochodzikiem. Gdy wróciła i zaczęła szukać żelków, zapytałem z kamienną twarzą, czego tak szuka. Ona na to, że żelków, a ja, że ich nie widziałem. – Andrew popukał się palcem w skroń. – Wtedy moja mama znowu poszła do kuchni, przyniosła sobie kolejną paczkę i zaczęła oglądać telewizję. Wiecie, co wtedy zrobiłem?

– Rzuciłeś się na żelki?

– Nie, głupcy! Tak wy byście zrobili i właśnie przez takie szczeniackie zachowanie trzymają nas w garści. Ale ja – Andrew zastygł z palcem uniesionym w powietrzu – ja mam nerwy ze stali. Wyczekałem, usiadłem obok mamy i powoli zacząłem jej podbierać żelki, a tym samym uciąłem wszelkie podejrzenia. Potem uzbroiłem się w cierpliwość. 

Plac zabaw zamilkł, a Andrew kontynuował dopiero, gdy napięcie stało się już nie do wytrzymania.

– Dzisiaj rano tuż przed wyjściem na plac zabaw, gdy mama poszła do łazienki dotykać twarzy kredką, dostrzegłem moją szansę. Rzuciłem się do salonu, rozerwałem paczkę i zjadłem wszystkie żelki naraz. WSZYSTKIE! I wtedy mnie olśniło. Wtedy dopiero zrozumiałem, co się tutaj tak naprawdę dzieje.

– Miałeś całą paczkę żelków i się ze mną nie podzieliłeś? – Alice była oburzona.

Andrew zamrugał i pokręcił z niedowierzaniem głową.

– Ali, czy ty nic nie rozumiesz? Zrobiłem to dla ciebie. Czy chcesz spędzić resztę życia, bawiąc się w piasku? Układając babki? Uganiając się za piłką jak jakaś małpa w zoo?

– Ale ja lubię układać babki z piasku.

– Żałosne. – Andrew pokręcił głową. – Jak będziesz w moim wieku, to zrozumiesz, ale miejmy nadzieję, że do tego czasu ja już nas wszystkich uratuję. 

– A czekolada? – zapytał ktoś z tłumu.

– To samo.

– A chipsy?

– Też.

– A coca-cola?

– Coca-cola, moi drodzy – Andrew zrobił kolejną dramatyczną pauzę – to jest eliksir wzrostu! Wiecie, jaki mój tata jest wysoki, prawda? No to posłuchajcie. Mój ojciec jak tylko wróci do domu, nalewa sobie pełną szklankę coli i pije ją niemal duszkiem, a potem drugą i trzecią, i pije tę colę, aż kompletnie opadnie z sił i zasypia. Codziennie. Tej coli to mi nawet nie wolno powąchać, bardzo tego pilnują. Jak kiedyś w domu nie było coli, to wiecie, jaka była afera? Tata był wściekły. Powiedział, że mama niczego nie rozumie, że ona tylko siedzi w domu i wcina żelki, i nie ma pojęcia, co to jest praca ani pod jakim stresem on żyje. Jak zapytałem, co się stało, to spojrzał na mnie żałośnie i powiedział, że jestem za mały, żeby zrozumieć. Słyszycie? Za mały! Poczułem się wtedy poniżony, ale tata tylko wybiegł do sklepu i nie uspokoił się, dopóki nie wypił trzech szklanek. Wtedy dopiero zrozumiałem, że tata po prostu przestraszył się, że się skurczy. Mama ma żelki i to utrzymuje ją wysoką, a tata ma colę. 

* * *

– W ogóle mój tata musi się coraz bardziej bać, że się skurczy, bo ostatnio pije colę nawet w weekendy, i to tuż po śniadaniu. Mama kręci głową, ale z tego, co mówi tata, ona po prostu nie rozumie. Mój tata powiedział, że jak już się jest tak wysoko, to presja zaczyna być olbrzymia.

* * *

– Moi drodzy, z dnia na dzień coraz bardziej przekonuje się do mojej teorii. Wczoraj znowu zrobiłem ten numer ze schowaniem całej paczki, ale dzisiaj rano mama przyłapała mnie na jedzeniu i zaczęliśmy się kłócić. Ona powiedziała, żebym natychmiast oddał paczkę, a ja na to, że jej nienawidzę i że MUSZĘ zjeść te żelki, i że ona w ogóle mnie nie rozumie, a ona na to, żebym przestał się tak zachowywać, bo będę taki jak ojciec. Pamiętacie, jaki on jest wysoki? Wszystko się potwierdza. 

* * *

– Powiem wam, że moja mama chyba bardzo boi się być niższa niż tata, bo im on pije więcej coli, tym ona je więcej żelków. Jak jej się skończą żelki, to je lody, których mi oczywiście nie daje, a jak skończą się lody, to je nawet gorzką czekoladę. To wszystko chyba działa, bo tata powiedział, że mama rośnie w oczach. 

* * *

– Wiecie co, mój tata musi być teraz najwyższym człowiekiem na świecie. Jestem z niego taki dumny. Przez tydzień byliśmy u babci i tata musiał wypić w tym czasie całą zgrzewkę coli, bo jak wróciliśmy do domu, to mama powiedziała, że tata będzie mieszkał przez jakiś czas gdzie indziej, bo przez to ciągłe picie nie ma już tutaj dla niego miejsca. 

KONIEC