Hipnoza to wredna i zdradliwa menda. 

No, może nie hipnoza sama w sobie, tylko ludzie, którzy się nią parają, i może nie wszyscy, ale z pewnością ja. 

Hipnotyzerem, w zasadzie dla zabawy, byłem już od jakiegoś czasu, ale któregoś dnia dostałem zlecenie na zahipnotyzowanie pewnej znanej osoby.

Gdy wypowiedziałem na głos sakramentalne: „Od teraz”, zdałem sobie sprawę, że za plecami mojej ofiary stało wielkie lustro. Wszystko, co powiedziałem wcześniej, każde polecenie, każdy nakaz i każda instrukcja, wszystko to zakodowałem też sobie.  

To była zaledwie sekunda, można by powiedzieć, że ostatnia sekunda mojej starej świadomości, w której zdałem sobie sprawę z katastrofy.

Może więc to nie hipnoza jest mendą, tylko karma…

* * *

Jeśli nie miałeś okazji komuś czegoś odmówić, to tak naprawdę nie wiesz, kim jesteś i co byś zrobił. 

Weźmy słodycze. Dopóki nie będziesz mieć przed sobą kremówki i eklerka, z których możesz wybrać tylko jedno, to tak naprawdę nie wiesz, które lubisz bardziej. 

Tak samo jest z biedakami. Kiedyś rozmawialiśmy ze znajomymi o tym, że jakiś tam milioner trzyma w domu tygrysa. Prawdziwego, oswojonego tygrysa. W pewnym momencie ktoś zaczął górnolotną tyradę na temat żałosności trzymania w domu dzikich zwierząt i tego, jak bardzo nigdy by tego nie zrobił, bo to niemoralne. Pomyślałem sobie wtedy, że to dosyć bezpieczna deklaracja, bo rzeczony tygrys prawdopodobnie nie zmieściłby się nawet w schowku na miotły, który ta osoba nazywała swoim mieszkaniem. 

Wiesz, o co mi chodzi? Dopóki nie stać cię na prawdziwego, oswojonego tygrysa, to tak naprawdę deklaracja, że nigdy byś nie trzymał go w domu, jest gówno warta. 

Na tej samej zasadzie zawsze myślałem, że jestem dobrym i porządnym człowiekiem, że cenię uczciwość ponad pieniądze oraz ludzi ponad karierę. 

Jednak gdy otrzymałem ofertę zahipnotyzowania znanego biznesmena, okazało się, że słowo „nieskazitelny”, nie do końca opisuje mój charakter. Po prostu wcześniej nie miałem okazji się o tym przekonać. 

À propos bogatych. 

W Nowym Jorku wszyscy się znają, a przynajmniej wszyscy, którzy powinni się znać, się znają. Jeśli kogoś nie znasz, to znaczy, że nie powinieneś – i tak bez żadnego barbarzyńskiego prawa utrzymuje się system kastowy w demokracji. To też nie jest tak, że tego systemu pilnują tylko najbogatsi. Każdy go pilnuje, bo każdy ma kogoś pod sobą. Im więcej osób przepuścisz, tym trudniej będzie się tobie samemu przecisnąć na wyższy szczebelek. Na samej górze ponoć wcale nie jest tak ciasno, ale  to pewnie dlatego, że tu na dole wszystkie miejsca są zajęte. 

Tak czy inaczej, właśnie jadłem brunch z jednym z tych, którzy byli na samej górze. Jak się tu dostałem? Śmieszna sytuacja.

Uwiodłem mu córkę. 

Uwiodłem ją po wystąpieniu na Fordham University, gdzie chodzą dzieci bogatych dupków. Uwiodłem ją, kilka razy się przespaliśmy i straciłem zainteresowanie. Ona jednak nie, co zawsze prowadzi do krępujących sytuacji. 

Tym razem też nie obyło się bez łez, ale były to moje łzy. Płakałem gorylowi jej ojca, który przyszedł mi wpierdolić. 

Płakałem tak żałośnie, że gdy na sam koniec poprosiłem go, żebym mógł wykonać ostatnią sztuczkę, zanim mnie zabije (do czego pewnie by nie doszło, ale chciałem podnieść poziom dramatyzmu), to się zgodził. 

Potem do ojca mojej trzytygodniowej kochanki doszła informacja, że jeden z jego goryli prosi swoich kolegów, żeby ogolili mu włosy, bo wydaje mu się, że jest owieczką. Nie miałem tego w planach, po prostu powiedziałem mu, że od teraz będzie łagodny jak baranek i jakoś tak wyszło. 

Pan Green potrafił jednak rozpoznać okazje, gdy pojawiała się w zasięgu jego wzroku, i szybko zaczęliśmy planować, jak usidlić jego wspólnika. 

* * *

– Nie rozumiem, dlaczego go pan tak bardzo nienawidzi.

– To nie jest tak, że go nienawidzę, po prostu mi przeszkadza. Kiedyś świetnie nam się pracowało. Razem zbudowaliśmy jeden z największych konglomeratów deweloperskich w tym stanie. Przebiliśmy się przez setki murów, budując firmę od zera, ale teraz to on stał się przeszkodą do dalszego rozwoju.

– Jak to możliwe?

– Najadł się. Już mu wystarczy. Wychodzi z biura przed dwudziestą, przestał chodzić na kolacje z klientami, a w weekendy zamiast pójść do klubu na golfa i pomasować kilka znajomości, bierze sześć bernardynów i idzie z żoną na spacer po lesie. Osiadł na laurach, a gdy zwracam mu na to uwagę, mówi, że potrzebuje trochę oddechu, żeby nacieszyć się tym bogactwem, które już zebraliśmy. 

– O której pan wychodzi z pracy?

– Nie wychodzę. Chyba że mam spotkanie.

– To może zahipnotyzowałbym pana, tak żeby pan też potrafił znaleźć czas na odpoczynek?

Do rozmowy wróciliśmy dziesięć minut później, gdy on i jego ochroniarze przestali się śmiać. 

– Nie. Chcę, żeby sprzedał mi akcje i się wycofał. Najlepiej, żeby oddał mi je za darmo w ramach stania się tybetańskim mnichem, czy coś takiego. Ale żeby jego żona i dzieci nie miały roszczeń.

– Rozumiem. Co ja z tego będę miał?

– Daruję ci życie.

– Już mi je pan darował, inaczej byśmy tu nie jedli. 

– Zawsze mogę nasłać na ciebie chłopaków jeszcze raz. Tym razem będą mądrzejsi.

– Tak może mnie pan powstrzymać przed czymś, na przykład przed dalszą karierą prestidigitatora. Ale nie zmusi mnie pan w ten sposób do współpracy. Do tego potrzebuję zachęty. 

– Czego chcesz?

– Ile są dla pana warte te udziały?

– Hehe, sprytnie. Mogę ci zaoferować sto tysięcy dolarów.

– Chcę co najmniej milion!

Targowaliśmy się przez pół godziny i skończyliśmy na stu sześciu tysiącach i pięciuset czterdziestu siedmiu dolarach – tylko dlatego, że powiedziałem, że będę musiał kupić sobie nowy garnitur, żeby wzbudzić zaufanie.

Gdy tylko finanse mieliśmy uzgodnione, zaczęliśmy knuć. 

* * *

– Zmiana planów – powiedział pan Green. – Chcę, żebyś dojechał tego skurwiela. 

– Co to znaczy?

– Nie wiem, chcę, żeby jego życie było nieznośne. O! Chcę, żeby miał owsiki w dupie do końca życia.

– Owsiki to pasożyty, nie da się tego wywołać hipnozą.

– No to żeby mu się wydawało, że ma, i żeby go bolało.

– Tak, to już można zrobić. 

– I chcę, żeby miał paranoję, że cały czas ktoś go śledzi, żeby ciągle się bał. Najlepiej, żeby miał jeszcze depresje.

– Coś się stało, panie Green?

– Nie interesuj się. 

– Wie pan, normalnie bym nie pytał, ale owsiki w dupie i przewlekła depresja to naprawdę będzie kiepskie życie. Nikomu bym tego nie życzył. Zastanawiam się, czym pan Cromwell sobie na to zasłużył.

– Czy dodatkowe sto tysięcy zaspokoi twoją ciekawość?

– Owsiki i depresja. Coś jeszcze? – Wyjąłem notes i otworzyłem go na pustej stronie.  

* * * 

– Nie wyobrażasz sobie, co ten skurwiel wymyślił – zaczął pan Green.

– Nawet się nie staram – odparłem, zanurzając krewetkowe futomaki w sosie sojowym. Zaczynałem lubić te nasze spotkania.

– James stwierdził, że przekaże swoje udziały na hospicjum dziecięce na Staten Island i na Bank Żywności.

– A to skurwysyn – zawtórowałem. – Ale czy to nie rozwiązuje pana problemu, panie Green?

– To potęguje mój problem. Teraz nie dość, że będę musiał wykonać dwa razy więcej pracy, bo James całkowicie się wycofa, to zarobię tylko połowę tego, co mógłbym zarobić, gdyby ten pieprzony mąż stanu oddał mi swoje udziały. Rozumiesz, jakie to niesprawiedliwe?

– Tak, teraz to widzę. – Już dawno przestałem się kłócić z panem Greenem na temat tego, co jest sprawiedliwe, kto zasługuje na pochwałę, a kto na chuja w dupę. – James zasługuje na chuja w dupę. 

– Dokładnie tak! Zaczynasz rozumieć, młody. O, to jest myśl, dorzucę kolejne siedemdziesiąt tysięcy, jeśli zrobisz z niego geja.

– Uff, gej z owsikami w dupie? No nie wiem.

– Tak, zasłużył na to – powiedział pan Green, waląc pięścią w stół. – Sto pięćdziesiąt tysięcy.

– Na pohybel zdrajcy! – wykrzyknąłem i przewróciłem cztery strony w notesie, żeby dopisać kolejną pozycję na liście życzeń pana Greena. Na chwilę obecną moje honorarium wynosiło milion dwieście sześć tysięcy pięćset czterdzieści siedem dolarów. 

Przyznam szczerze, że zacząłem być bardzo proaktywny w naszej relacji. Co wtorek na brunch przychodziłem z nowymi pomysłami:

– stale zatkany nos: 5000 dolarów,

– poczucie, że ma się piasek w oczach: 10 000 dolarów,

– strach przed wiewiórkami: 7000 dolarów,

– okazjonalne mówienie do żony imieniem jego byłej żony: 55 000 dolarów,

– niezdolność do zaakceptowania, że w lodówce na pewno gaśnie światło: 6500 dolarów,

– fiksacja seksualna na punkcie odkurzacza: 34 000 dolarów,

– rimpawofobia, czyli strach przed staniem na pękniętych płytach chodnikowych: 17 500 dolarów,

– poczucie, że kasjerka zawsze jest winna grosik: 3500 dolarów, 

– nieustanne słyszenie dźwięku nadlatującego komara: 32 000 dolarów.

Policzyłem, że na odpalenie mojego wymarzonego show na YouTubie będę potrzebował dwóch milionów dolarów. Całe tygodnie spędzałem więc w bibliotece publicznej i zapisywałem notes różnymi pomysłami. 

Przeszukałem już:

– 1000 najpopularniejszych fiksacji seksualnych wśród rdzennych Indian,

– Wszystko, czego można się bać. Podręcznik do leczenia fobii nabytych,

 Słynni samobójcy XXI wieku i co doprowadziło ich do szaleństwa,

– Kompleks Edypa. Jak leczyć toksyczną miłość do matki.

Na początku było mi jeszcze trochę żal pana Cromwella, ale potem jakoś uwierzyłem, że on po prostu sobie na to zasłużył. W końcu gdyby tak nie było, to nie zostałbym wynajęty do tego zadania! Starałem się jedynie, żeby przyszłe działania pana Cromwella nie krzywdziły innych ludzi, co musiałem zmienić na innych ludzi spoza jego rodziny, ponieważ powoli brakowało mi pomysłów, a pan Green robił się coraz bardziej wybredny. 

W poszukiwaniu inspiracji odwiedziłem nawet nowojorskie zoo, Muzeum Tortur i dzielnicę Mormonów.  

Gdy pan Green zobaczył, że moje honorarium sięgnęło miliona ośmiuset tysięcy, wynajął firmę konsultingową, żeby trochę zoptymalizowała koszty. I tak na przykład: 

– strach przed wiewiórkami, strach przed świnkami morskimi i strach przez surykatkami zostały połączone w strach przed drobnymi zwierzętami futerkowymi do 17 centymetrów: minus 16 500 dolarów,

– kompulsywne obgryzanie paznokci, nacinanie sutków i potrzebę zmiany płci zamieniono w licealne próby zwracania na siebie uwagi: minus 87 500 dolarów,

– zoofilia, nienawiść do siebie i kompleks z powodu małych świńskich oczek zostały połączone w syndrom kaczora: minus 115 000 dolarów,

– Tetrafobia, czyli strach przed cyfrą cztery, i oktofobia, czyli lęk przed cyfrą osiem, stały się strachem przed liczbami naturalnymi podzielnymi przez cztery: minus 4500 dolarów,

– łysienie, chrapanie i obwis jąder połączono w męskie przypadłości po trzydziestce: minus 97 400 dolarów, 

– nietolerancję laktozy, glutenu i skorupiaków zmieniono w fanaberie żywieniowe niepracujących matek z przedmieść minus 65 000 dolarów,

– kompulsywną potrzebę przelecenia wszystkiego, co jest w zasięgu wzroku, oraz dorzucania ludziom narkotyków do drinków połączono w syndrom Billa Cosby’ego: minus 75 000 dolarów,

– usunięto również ambulofobię, ponieważ specjaliści z firmy konsultingowej stwierdzili, że jeśli pan Cromwell będzie się bał chodzić, to nie będzie miał możliwości doświadczenia większości innych fobii, które są na liście, co sprawi, że pan Green będzie płacił za coś, co nigdy się nie wydarzy: minus 18 800 dolarów.

Moje honorarium spadło do miliona pięciuset tysięcy, więc kupiłem bilet do Japonii, aby szukać inspiracji w kraju automatów z brudną bielizną, hentai i hamuketsu (obsesji na punkcie chomiczych tyłków).

Wróciłem z listą wartą co najmniej sześćset pięćdziesiąt tysięcy, na której było kilka perełek w stylu:

 taijin kyofusho – strach przed znalezieniem się w sytuacjach towarzyskich,

– węchowy zespół odnoszący – nieustanne poczucie, że się śmierdzi,

– koro (to akurat z malajskiego, dosłownie znaczy ‘głowa żółwia’) – strach przed tym, że penis zostanie wciągnięty w głąb brzucha. 

Na koniec pan Green z przyzwyczajenia przekazał kontrakt prawnikom, którzy dopisali kilka klauzul zabezpieczających interesy swojego najlepszego klienta.

  1. Zleceniobiorca gwarantuje, że Obiekt nie popełni samobójstwa ani nie będzie namawiał do zabójstwa, zlecał zabójstwa ani namawiał do zlecenia zabójstwa siebie samego co najmniej przez 24 miesiące od zrealizowania Zlecenia.
  2. Zleceniobiorca gwarantuje zakodowanie wszystkich i każdego z Elementów Umowy.
  3. W ciągu siedmiu dni od wykonania Zlecenia zostanie powołany niezależny Audytor, który oceni, czy wszystkie elementy Zlecenia zostały należycie zakodowane. 
  4. Jeżeli liczba niezakodowanych Elementów będzie odbiegać o ponad 10% od uzgodnionej Listy, wtedy zleceniobiorca dokona Hipnozy Uzupełniającej, nie później niż w ciągu 14 dni od przekazania mu dowodów na brak należytego zakodowania uzgodnionych Elementów.
  5. Jeżeli Zleceniobiorca nie naprawi swoich zaniedbań, będzie musiał zrekompensować Zleceniodawcy jego szkodę.
  6. W przypadku gdy rozbieżność pomiędzy zakodowanymi Elementami a uzgodnioną Listą będzie większa niż 15%, koszt Audytora zostanie pokryty przez Zleceniobiorcę.

Gdy lista została ukończona, koszty zoptymalizowane, a kontrakt zabezpieczony, wyznaczyliśmy datę, po której miałem zacząć budować najwspanialszy show w historii YouTube’a. 

Nie mogłem się doczekać.  Czy coś mogło pójść nie tak?

KONIEC